The Moose Do America (South!)

Nasze tułaczki po Ameryce od jej południowej strony / Our American dream... well our southern American dream ;)

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Anywhere in South America

środa, maja 31, 2006

Wenezuela ojojoj.... / Venezuela oyoyoy...





















Lot bez zaklocen. Po 4 h i niezbyt dobrym posilku bylismy juz w Caracas. Tu znow zimno, bo klima, ale tylko do wyjscia z lotniska ufff nareszcie (w Peru nawet na wybrzezu zbyt cieplo nie bylo, przez pore roku i te mgle, najwyzej 17-18C... nam, zmarznietym w gorach to nie wystarczalo)... Chyba z 1,5h czekalismy na bagaz (tak tak, tanie linie lotnicze hehe) a nastepnie weszlismy w spocone Caracas. Autobus do mieszkania naszego gospodarza w centrum jechal zwykle 1,5h, ale podobno po naszej wizycie w grudniu zawalil sie jakis wiadukt i zajmowalo to 3 dluzej objazdami. Na szczescie Hugo zdazyl juz wyfasowac nowa droge (i przy okazji podniesc cene cholernego autobusu, 12 zl od osoby!!!) wiec przebieglo bez zaklocen...
Na miejscu u Roya spotkalismy jego mame, bo jego nie bylo. Ze starsza pania gawedzilo sie bardzo milo, przy okazji powiedziala, ze ma kolezanke z Polski, ktora 50 lat tu mieszka i nie mowi prawie nic po hiszpansku (ani po angielsku), ale to nie przeszkadza im sie 15 lat przyjaznic :))) Potem maly prysznicyk i na miasto. Poniedzialek, wszystkie muzea zamkniete, wiec ruszylismy na uniwerek, z lat 50tych ale podobno na liscie Unesco. Caracas zrobilo na nas tak samo fatalne wrazenie jak pol roku temu. Od razu mowie, ze pol roku w lokalnych metropoliach na Caracas cie nie przygotuje. Brzydota jak w prowincjonalnym miescie w USA, chaos architektoniczny, supernowoczesnosc z czasu boomu naftowego, czyli 40letnia, wszystko szare, odrapane, oszczane, zasmiecone. W Rio w centrum jest podobnie, ale przynajmniej jest plaza i piekne wzgorza. Tu sa tylko wzgorza i niezbyt ladne w dodatku. Slumsow chyba 80% a to co sie slumsami nie nazywa, dla mnie tez nimi jest... Spaliny oczywiscie widac jak na dloni, Brrr... Jedna rzecz bedzie dla nich odpuszczeniem grzechow. Legendarna uroda Wenezuelanek. Dla mnie jest to pod wzgledem plci pieknej czesc Brazylii, tylko hiszpanskojezyczna i bardziej karaibska. Nie na darmo juz 5 razy ten kraj wygrywal Miss Swiata i 4 razy Miss Universum (albo jakos tak..). Podobno przemysl kosmetyczny niezle tu kokosy trzepie na tej famie, nic dziwnego... Dlugo przyjdzie mi rozstrzygac wyzszosc Wenezueli nad Brazylia lub odwrotnie i nie wiem, czy kiedykolwiek mi sie to uda... :) Jednak jest sprawiedliwosc na tym swiecie. Gdyby nie te dziewczyny, na miejscu mieszkancow stolicy od razu popelnilbym samobojstwo. Oprocz tego, ze miasto jest brzydkie, jest niezbyt przyjazne. Odleglosci ogromne, a obyczaje dosc komunistyczne, tj. ludzie raczej nieuprzejmi, ponurzy, nic kupic nie mozna, sklepy zamykane wczesnie w samym centrum. Itp. Itd. O tym tez pozniej...
A wiec uniwerek.. jesli w calym miescie dziewczyny sa.... mmmm... to na uniwerku to bedzie mmmmm... kwadrat lub szescian nawet. Wyobrazcie sobie wielki betonowy skansen, pseudofuturystyczne budowle z lat 50tych oczywiscie tez odrapane i paskudne (architektem nie jestem, to widac :)) szarosc, brzydota, syf, choc nie szczyny wyjatkowo. A w tym wszystkim snuja sie zastepy stworzen anielskich i to nieanielsko, bo skapo odzianych. Nie chce wiecej pisac, plakac sie chce bo zbyt nedzne moje pioro, zeby przyblizyc obraz sprawy :) Wstrzasajace!!! :)
Po uniwerku jeszcze krotka wizyta na Placu Bolivara, na tzw. Starowce. Skapa, mala, choc dosc ladna. 3 uliczki jednak tylko. Kafejka internetowa na chwile, bo “zamykam o 19.30!!!” (po innych krajach, gdzie najmniej do 22.00 a czesto cala noc net byl czynny t spory szok). Szukam kibla. W kafejce brak. Wszystkie knajpy wokol zamkniete. TOTALNA WIOCHA!!! Wchodze do jednej otwartej, nikgo nie ma, kabiny zamkniete na glucho. Klnac i trzymajac sie za brzuch biegne do centrum handlowego. Sie zamyka juz, ale litosciwy ochroniarz wpuszcza mnie. Papieru oczywiscie brak, ale przezorny zawsze hehe... No i powrot do Roya, bo juz ciemno i niezbyt bezpiecznie.. Ufff.. meczace miasto.
Nastepnego dnia korzystamy z kompa Roya i ladujemy troche zdjec, ale niezbyt duzo. Wiecej za kilka dni. Potem wybieramy sie na wieze widokowa, darmowa podobno, w centrum miasta. W centrum spotykamy plakaty Chaveza na obrzydliwych szarych budynkach (prezydent sie usmiecha do nas!!!), co wyglada tak slicznie, ze robimy zdjecie a takze jakiegos amerykanskiego przewodnika po Caracas, ktory informuje nas, ze wieza widokowa sie spalila rok temu, wiec odbuduja ja moze za 2 lata. Hehehe spoznilismy sie ciutke. Coz trudno. Robimy fotke spalonej wiezy (budynku) i lecimy do Muzeum Sztuki Wspolczesnej, ponoc najlepszego na kontynencie. Wstep oczywiscie darmowy (“prosze pani, muzea w Wenezueli sa za darmo!!”), przynajmniej tyle. Zreszta benzyna tez jest tu prawie za darmo, 12 gr za litr dokladnie. Taniej 15x niz woda mineralna. Stad tyle tu amerykanskich blachosmrodow z lat 60tych o 5,5 m dlugosci i rurach wydechowych prosto w twoich plucach (przynajmniej tak sie czuje). Brr..
Muzeum jest naprawde niezle, wiekszosc to instalacje wideo, mocno awangardowe, ale jest tez sporo innych, a takze 100 grafik Picassa, pare jego obrazow, jeden Chagall, jeden Leger i jacys inni neo-Francuzi. Im-pre-sio-nan-te, compadre Chavez! :)
Potem krotki spacer na autobus, kupujemy bilety do Ciudad Bolivar, bazy wypadowej do Salto Angel, najwyzszego wodospadu na swiecie (1 km swobodnego spadku). Nie sa tak smiesznie tanie, jak cena benzyny, ale chyba najtansze na kontynencie. Potem jeszcze raz na starowke, cykamy pare zdjec i zaczynamy szukac bankomatu. Zaczyna sie gehenna. Naszej Visa Electron odmawiaja nie tylko bankomaty jednego, czy dwoch, ale WSZYSTKICH bankow. Potem probujemy kredytowki, ktora ZAWSZE dzialala, ale nie tym razem! Probujemy w poprzednich bankach z kredytowka, ale.... zamkneli bankomat. Wracamy do innych, tez zakratowane!!! Godzina 19.00!!! (banki zamykaja juz o 15.00 oczywiscie). Tylko z gory pogodnie usmiecha sie tow. Hugo. Ch...! W koncu po odstaniu ½h kolejki w centrum handlowym dostajemy kase... uff.. reszta pozniej..
Chciałem jeszcze dodać, że w Muzeum Sztuki Współczesnej spotkaliśmy jednego młodego Amerykanina. Chłopaczek był chyba mocno zaangażowany politycznie, bo po pytaniu, skąd jesteśmy, popisaniu się wątpliwą polszczyzną typu „Dobrei popoudney!” („Byłem w Krakou!”) spytał prosto z mostu, czy jesteśmy czawistami. Tzn. czy popieramy Chaveza... Z godnością odpowiedziałem, że nie do końca, ale dusiłem się w środku ze śmiechu...
Tutaj jeszcze parę dygresji na temat kraju i jego mieszkańców. Jak już chyba mówiłem, 6 miesięcy w Ameryce nie przygotuje cię na Wenezuelę. Ogólnie przytłaczająco fatalne wrażenie robi przede wszystkim stolica. Tak ohydnego miasta naprawdę ze świecą szukać. Większość kolonialnych budynków ukochanego miasta Bolivara zostało w okresie boomu naftowego w latach 70tych zastąpionych betonowym chaosem. Przypomina to miasta USA w ich najgorszych dzielnicach, ale bez tej całej amerykańskiej cywilizacji. Beton na betonie otoczony betonem i podlany spalinami (jak w Kolumbii, widzisz, czym oddychasz). Stara nowoczesność, z wybitymi szybami, osranymi chodnikami i ponurymi ludźmi. Takie getto, tyle że w centrum. Poza tym wszystkie główne ulice (czyt. chodniki) zastawione są straganami do granic możliwości (proporcje: stragan ¾, piesi ¼ miejsca). Stragany zasłaniają wszystko, pogłębiając tylko chaos (o tabliczkach z nazwami ulic nie słyszeli), ale za to kupić można, co tylko sobie wymarzysz, łącznie z koszulkami z Mafaldą (!!!) oraz gadającą kukłą Barbie-Chaveza (przemówienie trwa chyba 3 minuty i okraszone jest fanfarami!) W dodatku miasto to prawdziwa „globalna wioska”, ale w sensie bardzo negatywnym. Po 19.00 ulice wyludniają się i naprawdę strach wyściubić nos z domu. (Napady z bronią w ręku są na porządku dziennym) Ja tu mówię o centrum! Mało, zamykają się restauracje, bary, o sklepach nawet nie mówię, bo praktycznie ich nie ma (wodę mineralną w centrum Caracas najpewniej dostaniecie w... drogerii!) Oczywiście o kiblu nie ma co marzyć, bo w centrach handlowych otwarte są tylko pisuary, a po klucz do kabiny musisz lecieć do klawisza (o przepraszam, do strażnika!) Papier toaletowy? Chavez by się uśmiał. Ogólnie ogromne, 8milionowe więzienie jakim jest Caracas nastraja do świata bardzo, bardzo negatywnie. Na murze na jednym z głównych placów dumne motto z Bolivara głosi „Si la naturaleza se nos opone, la haremos que nos obedezca” („Jeśli przyroda się nam sprzeciwi, zmusimy ją do posłuszeństwa”) Znajomy Węgier Csaba na ten widok zaczął cynicznie chichotać i stwierdził, że zadanie z pewnością wypełnili. Trudno nie przyznać mu racji...
To całe obrzydliwe środowisko wpływa też na ludzi. Nikomu się nic nie chce. Niemal wszyscy byli dla nas niemili. Robiono nam dużą łaskę przy obsługiwaniu.... Praktycznie wszędzie. Targowanie? Zapomnij. Wenezuelczyk zdechnie z głodu, ale nie opuści gringo ani centa. Nie chcesz, chamie z Zachodu, to nie kupuj. I sp....! Taksówkarze identycznie. („Mam dobrego prezydenta, on mi na pewno wyrówna stratę głupiego klienta!”) Nie ściemniam. Przyjeżdżasz wieczorem do miasteczka, pod terminalem tabun osnutych pajęczynami z nudów taksiarzy. Jesteś JEDYNYM klientem w okolicy. Ale jeśli nie zapłacisz ich ceny, nadal będą tam stać.... Może to lubią? Nie wiem..
W barze z bogatego menu możesz w środku dnia dostać jajecznicę i kurczaka, bo reszty... nie ma. Na stoisku z owocami sok z.. pomarańczy. W Kolumbii wybór soków zajmował dobrą stronę menu. W sklepach wybór jest równie marny. Kwitnie handel uliczny, nieopodatkowany, ale nawet na ulicy trudno o wiele towarów. W wielu innych krajach każdy starał się ci coś sprzedać albo jakoś ci dogodzić. A Wenezuela wręcz przeciwnie. Im bardziej zepsują ci humor, tym lepiej się czują. Jak kierowca nie chce wpuścić cię do autobusu z bagażem podręcznym, to cię nie wpuści. Bo taki ma humor, i już. Niektóre stacje metra w Caracas zamykane są o 21.00!!! Właśnie tak wyobrażam sobie komunistyczną Polskę. Totalny tumiwisizm, klient traktowany jak szmata, wszyscy mają wszystko głębokuśko.... za pazuchą :) Dlatego właśnie nawet długoletnie podróżowanie po Ameryce nie przygotuje cię na Wenezuelę. Ma się wrażenie, że ci ludzie są po prostu cholernie leniwi. A ten kraj mógłby być przecież taki bogaty. Ropa, rudy metali szlachetnych, cholernie żyzne ziemie i TABUNY zamożnych turystów (zarówno z USA jak i z Europy loty są tu tańsze niż do jakiegokolwiek innego kraju na tym kontynencie). Ale te ludziki po prostu jadą po linii najmniejszego oporu. Dopóki starczy im ropy. A ropa płynie, to widać. Domy są zadbane, starówki w wielu miejscach odnowione, reprezentacyjne. Całość wygląda dużo dostatniej niż w takim Peru, nie mówić o Kolumbii. Ale infrastruktura publiczna to już tylko resztki dawnej świetności. Pajęczyny i uryna... A jak ropa się skończy? Strach myśleć..


Nie wiem czy zdaze zrobic cale Caracas, bo jestesmy w Ciudad Bolivar i zaraz jedziemy na 4 dni na wyprawe do Salto Angel, najwyzszego wodospadu na swiecie (samolot do dzungli niedlugo...), a wiec o Caracas (1,5 dnia raptem tam spedzilismy i glownie narzekania tu beda, wiec nie wiem, czy wam sie oplaci czekanie :))) Wyprawa miala byc 3dniowa, ale w rejonie niedlugo bedzie prezydent Hugo i zamykaja na ten dzien lotnisko, wiec jeden darmowy dzien dostalismy hehe. No coz... spoko. Pozdrowie od was prezia, a potem... potem pewnie lecimy na plaze, palemki, soczki i internet! A na razie bez odbioru do... hmmm niedzieli?

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

So ver iz ze ekałnt of ze hepi ritern?

6/13/2006 12:17 PM  
Anonymous Anonimowy said...

dobry poczatek

12/22/2009 12:58 AM  

Prześlij komentarz

<< Home