The Moose Do America (South!)

Nasze tułaczki po Ameryce od jej południowej strony / Our American dream... well our southern American dream ;)

Moje zdjęcie
Nazwa:
Lokalizacja: Anywhere in South America

poniedziałek, lutego 13, 2006

Peru, Peru, Peru gorace / Hot hot hot Peru

Cajamarca
Cajamarca
Swinki morskie - juz nie takie puszyste.. / Guinea pigs - not so fluffy anymore...
Powracaja duchy przeszlosci / "I´m bahk!"
Typowy "plakat" wyborczy / Typical electoral "billboard"
Skamienialy las - tunel / Petrified forest - tunnel
Cajamarca - katedra / cathedral
Kamienny las / Petrified forest
Kamienny las i Asia / Petrified forest and Asia
Wiszacy most / Rope bridge
Dzieciaki spiewajace Asi za drobne / Children serenading Asia for spare change :)
Otuzco
Dziewczynki w Otuzco / Girls in Otuzco
Otuzco
Najlepszy kebab w Peru / Best kebab in Peru - Kebabk´n calle Amalia Puga 8-56, Cajamarca
Kosciol sw. Franciszka - Cajamarca / St. Francis church - Cajamarca
A gdy policaaaantki maszerujaaa / Policewomen parading - Cajamarca
Parada w Cajamarce / Parada in Cajamarca
Tu trzymano Atahualpe / Atahualpa was imprisoned here
Droga z Cajamarki / Road from Cajamarca
Trujillo
Trujillo
Molo w Trujillo / Wooden pier in Trujillo
My na plazy / On the beach - Trujillo
Asia w lodce Caballito / Asia riding a Caballito :)
Chan Chan
Chan Chan
Chan Chan
Chan Chan
Chan Chan pies peruwianski Viringo - tylko ok. 1000 na calym swiecie :) / Peruvian hairless Viringo dog (global population approx. 1000 specimens :))
Chan Chan
Chan Chan
Chan Chan - oaza / Chan Chan - oasis
Chan Chan Asia & Daniel
Chan Chan
Piramida slonca / Pyramid of the sun
Rysunki w piramidzie slonca / Drawings at the Pyramid of the Sun
Cajamarca okazuje sie milym, choc troche rozlazlym miastem kolonialnym. Wybieramy najtanszy hostelik. Nie ma cieplej wody, co jest normalne, ale kiedy Asia chce sie wykapac po 22.00 okazuje sie, ze wody nie ma w ogole. Przywolany boy twierdzi bezczelnie, ze wylaczaja wode w calym miescie po 22.00 Miasto jest w gorach, ale nawet my nie dajemy sie na to nabrac (oczywiscie to klamstwo). Aska zaczyna wrzeszczec na chlopaka, ze nie zaplacimy, jak nie bedzie wody. Coraz czesciej okazuje sie, ze ta metoda perswazji w Ameryce Lacinskiej jest nadzwyczaj skuteczna. Woda sie znajduje, podobno “ze studni”. Uff…
Piatek.Nowy dzien w Cajamarce. Ruszamy w miasto zadni wrazen. Chcemy je szybko zwiedzic, a potem szybko zlapac autobus do Kuelap, gdzie znajduja sie olbrzymie ruiny preinkaskie, ale okazuje sie, ze pod reka sa doskonale wycieczki do lokalnych atrakcji, o ktorych nasz przewodnik nawet nie wspomina. Decydujemy sie wiec odlozyc Kuelap na pozniej. Do wyboru sa dwie wycieczki. Mozna zrobic obie w ciagu jednego dnia, ale jedna z nich – do tzw. Skalnego lasu - juz sie rozpoczela, autobusy odjechaly. Decydujemy sie wiec dojechac tam taksowka, co wychodzi troche drozej, ale mimo wszystko godzinna podroz taksowka po gorskich drogach za 30 zl to jeszcze nie rozboj : ) Na miejscu rzucaja sie na nas indianscy chlopcy chcacy nas “oprowadzic”, wiec musimy sie mocno opedzac. Udaje im sie wyzebrac od nas kilka ciasteczek. Taksowkarz odjezdza a my rzucamy sie gonic uczestnikow wycieczki, z ktorymi planujemy wrocic do Cajamarki. Las faktycznie robi wrazenie – to niesamowite formacje skalne przypominajace miejscami – choc odlegle – postacie ludzkie i zwierzeta. Po 2h spaceru, w akompaniamencie nieustannego jazgotu dosc glosnego przewodnika wsiadamy do autobusu. W sama pore, bo zrywa sie deszcz, a w gorach przy gruntowych drogach to nie przelewki. Jak dotad nic nie jedlismy, wiec po powrocie rzucamy sie na obiad, choc do drugiej wycieczki zostalo tylko 10 minut. Oczywiscie wpadamy tam 15 minut spoznieni, ale tu nikogo – poza para naburmuszonych Niemcow – to nie dziwi. “To Peruwianczycy, tak jak Panstwo” wyjasnia naszej grupie uchachany przewodnik. I wszystko jasne. Ruszamy ogladac polozone niedaleko od Cajamarki grobowce preinkaskiej kultury Moche. Moche grzebali swych zmarlych w normalnych grobowcach, a potem przenosili ich kosci do wykutych w skalach “okienek” (ventanillas). Jest tu duzo takich zbiorowych grobow w okolicy wykutych w skalnych scianach. Te, ktore zwiedzamy (w Otuzco) nie sa nawet najlepiej zachowane, ale ich fenomenem jest to, ze zostaly spladrowane nie przez Hiszpanow czy pozniej, przez Peruwianczykow, ale jeszcze przez Inkow : )…
Po drodze zwiedzamy jeszcze miejscowa fabryke… serow szwajcarskich (zalozona przez PRAWDZIWEGO Szwajcara), ktorych jakosci dowodzi degustacja i wracamy do Cajamarki (to podobno Peruwianska stolica serow : ) Akurat obchodza tu 151 rocznice nadania praw ich departamentowi wiec na rynku jest duza fiesta ze spiewami i ogniami sztucznymi. Troche nam zal wyjezdzac, ale szkoda nocy, a rano chcemy byc w Trujillo. Nawet nie widzielismy slynnego budynku, w ktorym trzymano Atahualpe…Kuelap odkladamy na pozniej. Obecnie jest pora deszczowa a dojazd tam zajalby nam caly dzien lub dluzej… Wiemy juz, ze musimy tam pojechac, ale teraz nie mamy czasu. Odkladamy to na “po Brazylii”.
Lecimy na dworzec, pewni swego. 22.00. Dzwonilismy juz do Daniela w Trujillo (nasz kolejny gospodarz), ktory zaoferowal sie, ze odbierze nas z dworca (o 5.00 rano!!!). Hehe, naiwniacy z nas. Weekend. Od wczoraj brak biletow. Wracamy jak niepyszni do innego juz hotelu. Rano wczesna pobudka – o 10.00 autobus, a jeszcze moze cos zwiedzimy. Wysylam smsa do Daniela, zeby nie wstawal niepotrzebnie i kladziemy sie spac.
Sobota. Zwiedzam jeszcze slynna komnate (mala ruderka widoczna na fotce) w ktorej trzymano Atahualpe, i ktora Inkowie wypelnili zlotem i srebrem (!!!), stanowiacym okup dla chciwego Pizarra (skurczybyk oczywiscie zaraz potem zabil Atahualpe a zloto zagarnal : ) i lecimy na autobus. Dzwonie do Daniela z komorki. Nie dostal zadnego smsa, wiec byl juz na dworcu o 5.00 rano.. Brr.. robie sie czerwony ze wstydu...Dobrze, ze mnie nie widzi... : )
Podroz troche sie dluzy, ale przynajmniej w Peru autobusy i punktualnosc nie sa pojeciami przeciwstawnymi (w odroznieniu od Kolumbii i Ekwadoru) i docieramy na czas ok. 16.00. Daniel jest studentem - skonczyl juz biologie, teraz studiuje medycyne na jednym z najlepszych uniwersytetow w kraju. Jest tez przemilym chlopakiem, ktory akurat ma wakacje (tak tak, na polkuli poludniowej teraz jest geograficzne lato, a zima w lipcu i sierpniu) i oprowadza nas po swoim miescie, ktore jest calkiem ciekawe. Najstarsze zabytki preinkaskie pod miastem sa dzis zamkniete, ale samo Trujillo tez robi wrazenie. Najciekawsze sa kunsztownie kute ramy okienne i pastelowe kamieniczki kolonialne. Miasto jest schludne i zadbane i robi na nas dobre wrazenie. Sciemnia sie, wiec lecimy na kolacje. Aska jak zwykle eksperymentuje i zjada polecone przez Daniela kurze zoladki. Ja tradycyjnie i bezpiecznie zadowalam sie kurzym filetem. Wracamy do domu. Dostajemy osobny pokoj z lazienka (a Daniel wprowadza sie do pokoju nieobecnego akurat brata) i dowiadujemy sie, ze caly budynek zajmuja studenci. Jestesmy zreszta naprzeciw uniwersytetu. Jest to wiec cos w rodzaju akademika, ale takiego akademika nie widzielismy nawet w Niemczech. 3-gwiazdkowy hotel na pewno nie powstydzilby sie takich warunkow. Dowiadujemy sie jeszcze, ze 2 tygodnie wczesniej Daniel goscil sympatyczne rodzenstwo z Nadarzyna pod Warszawa i odtad bardzo lubi Polakow oraz ze w peruwianskim hiszpanskim “robic Polaka” to zabawny eufemizm majacy zwiazek z hmm.. rzeczami dla doroslych (reszty domyslcie sie sami). Ufff... za duzo wrazen... Zmordowani zasypiamy : )
Niedziela. Budzimy sie o 7.00. Daniel juz po prysznicu i godzinnej wycieczce rowerem po plazy. Ufff. Faktycznie rano wstaje. Niezla kondycja. Sniadanko i lecimy na pobliska plaze. Jest tu molo nie gorsze niz sopockie, choc krotsze i sympatyczna plaza. Mozna tez za jedyne 5 zl odbyc krotka przejazdzke lodka zwana “caballito” (konik, kucyk) ze slomy totora (tej samej, ktorej uzywaja na plywajacych wyspach na jeziorze Titicaca, ale o tym bedzie dopiero za m-c, jak tam dotrzemy...). Asia sie decyduje. Wraca mokra, ale szczesliwa (patrz zdjecia). Ja ponownie zalecam sie do pacyfiku i wchodze na chwile do wody. Cholera, jak nie urok to syfilis. Wirow brak, woda calkiem ciepla, mimo zapewnien Daniela o jej lodowatosci, slonce tez grzeje. Niby idealnie. Ale dno wypelnione jest wielkimi ostrymi kamieniami, woda bardzo plytka, a fale wciaz mnie przewracaja. Po tym jak 10 minut zajmuje mi powrot do brzegu (ciagle sie potykam i przewracam) juz wiem,czemu nikt sie nie kapie, a wszyscy patrza z mola co robi glupi gringo. Cholera. Coz, moze w Limie bedzie lepiej, choc podobno zimniej (tutaj im dalej na poludnie, tym zimniej, jak to na polkuli poludniowej. Suszymy sie i po spladrowaniu okolicznych straganow z pamiatkami ruszamy do ruin miasta Chan Chan, osrodka kultury Chimu. Jest to najwiekszy kompleks miejski z gliny na calym kontynencie i jeden z najwiekszych na swiecie. Chimu to kultura preinkaska a ruiny maja ponad 800 lat, ale trzymaja sie doskonale. Mury bez problemu przetrzymaja kazde trzesienie ziemi. Problemem jest deszcz, ale rzad rowniez temu stara sie zaradzic pokrywajac wierzcholki budowli specjalna wodoodporna masa. Kunsztownosc i precyzja konstrukcji robi ogromne wrazenie a rozleglosc kompleksu zapiera dech w piersiach. W piekacym sloncu (pelna pustynia) zwiedzamy ponad 2h cos co okazuje sie tylko jednym z kilkunastu (zachowanych) palacow. Kiedy umieral wodz rodu, chowano go wraz z 40 (!) konkubinami i jego slugami w grobowcu, a palac pieczetowano. Potem dla pozostalych czlonkow rodu budowano nowy kompleks obok i wybierano nowego wodza. To wyjasnia ogrom calego kompleksu. Daniel wyjasnia nam kazdy detal jak zawodowy przewodnik (podobnie zreszta bylo poprzedniego dnia w centrum miasta), a pozostali turysci, ktorzy zalowali na wynajecie przewodnika snuja sie z zagubionymi minami (wyjasnien i tabliczek jest bardzo malo...skad on to wszystko wie, nawet nie jest stad... imponujace..), a co chwila ktorych ukradkiem sie nam przysluchuje i niesmialo zadaje mu pytania (szacuneczek, prosze pana przewodnika! : ) Kolejne 2 godziny mijaja niepostrzezenie. Juz dzis nie zwiedzimy pozostalych starozytnosci Lecimy na obiadokolacje i wracamy do domu na prysznic. Potem wieczorem znow lekki spacer do miasta, a potem do domu. Rozmowa z Danielem to czyta przyjemnosc. To chyba najbardzije wczechstronny i wyksztalcony czlowiek, jakiego tu poznalismy, a jego uczynnosc i uprzejmosc nie zna granic. Robi tez wspaniale zdjecia, a ego fotografie z Kuelap utwierdzaja nas w przekonaniu, ze MUSIMY je zwiedzic. Rozmawiamy wiec do pozna w nocy...Mamy nadzieje, ze szybko skonczy studia, zacznie porzadnie zarabiac (w Peru zarobki lekarzy i nauczycieli akadamickich wzrosly porzadnie ostatnio po wielkich strajkach) i nas odwiedzi w Polsce. Czas spac. Jutro zwiedzamy piramidy Moche i co sie jeszcze uda przed wieczornym wyjazdem do Limy. Tam nasi przyszli gospodarze juz szykuja jakas impreze na 14go lutego (Walentynki sa tu ogromnie popularne). Hehe to daje duza motywacje do szybkiego zwiedzania. W Limie zostaniemy 3 dni, a potem bedziemy sie powoli kierowac do Brazylii. Dreszcz mnie przechodzi na mysl o tym, co bedziemy przechodzic pokonujac 3 tys. km w 2-2,5 dnia : ) (zeby zdazyc na lot z Campo Grande /juz w Brazylii/ do Rio 22 lutego o 4 rano! – to niestety tylko ostatni odcinek podrozy do Rio, reszta to autobus – polowa Peru i cala Boliwia brr... ) Coz, sami sie pisalismy na ten karnawal. A na razie, piramidy Moche. A wiec do napisania.

Poniedzialek. Dzis zwiedzamy piramidy slonca i ksiezyca w okolicach Trujillo. Tu nasze dowody tez dzialaja jako legitki studenckie. Ufff... zaczynam sie przyzwyczajac do kretactwa, niedobrze :)) Doskonale zachowane kolorowe zdobienia na scianach robia niesamowite wrazenie, bo wiemy, ze maja wiele setek lat, a nie byly w ogole restaurowane. Same piramidy sa troche nadgryzione zebem czasu, ale nadal sa ogromne i oglada sie je z zapartym tchem. Slonce wypala z nas bezlitosnie dalsza chec do zwiedzania. Nie mozemy sie doczekac, lacznie z Danielem, kiedy przewodnik skonczy wycieczke i bedziemy mogli isc sie czegos napic. Ufff... wychodzimy zdyszani i spedzamy nasteopne 30 minut nad zmrozona woda mineralna. Wracamy do miasta na pyszny obiadek (tylko ja i Daniel jemy, Aska znow sie czyms zatrula i odchorowuje). Jeszcze zalatwimy pare pierdol, napiszemy cos dla naszych wiernych fanow :) i o 23.30 lapiemy nocny do Limy, gdzie o 7.30 powita nas juz szczesliwy (mamy nadzieje :) Manuel z rodzina. Ciekawe jak bawi sie Lima w Walentynki. Nie martwcie sie, relacja bedzie pelna :))ç

Cajamarca turns out to be nice colonial city, suffering a bit from urban sprawl. We choose the cheapest hotel. No hot water, which is normal. However, when Asia wants to have a shower after 10pm, turns out there´s no water at all. We call a boy and he has the nerve to tell us after 10pm water is out in all the city. We´re in the mountains, sure, but even we´re not stupid enough to buy it (he was lying of course). Aska starts yelling at him, saying no water, no pay : ) More and more often this method of negotiations turns out to be the most efficient in South America. Water appears out of nowhere, supposedly he brings it from a “well”. Whew!
Friday. A new day in Cajamarca. We go out eager to see something new! We want to do quick sightseeing and catch a bus to Kuélap where ruins of a giant pre-Incan city are located, but it turns out that local travel agencies offer excellent tours to nearby attractions our lonely planet book fails t mention. So Kuélap must wait. We have a choice of two tours, which can be done in one day, but one of them, to a so-called “petrified forest” has already started and buses have left. We decide to catch a cab, which is pricier, but still 10 bucks for an hour´s trip by cab sounds like a bargain : )
Once we get there, we get accosted by native American boys aged 6 and 8 (judging by their looks) offering to give us a tour. As they don´t seem to knowledgeable all they get from us is a handful of cookies. Soon we run out of any sweets because there are too many kids asking for them. The cab driver leaves and we run after the tourists whose bus is our only chance to get back to town. The forest is impressive – weird rock formations reminiscent – if you stretch your imagination – of humans and animals. After a 2 hour walk accompanied by incessant white noise generated by our guide we get on the bus. Right on time, too, because a shower starts and mountain rains on dirt roads are no fun. So far we haven´t eaten so we rush to get a lunch back in town, although only 10 minutes are left before the second tour starts. 15 minutes late we rush to catch the bus, but of course no one is surprised, apart from a couple of stuck-up Germans. "They're from Peru, just like yourselves" explains the guide to our group, with a wide grin. And everything's clear now. We go to visit tombs of a pre-Incan Moche culture just outside of Cajamarca. The Moche buried their dead in normal tombs and then moved their bones to small window-like caverns (ventanillas) made in rock walls. There are lot of mass graves like that, where remnants of the dead had been put in smilar holes. Those we visit in Otuzco are not even best preserved but the curious thing is that they had been looted not by the Spaniards or later by the Peruvian grave robbers but by the Inca themselves! :)
On our way back we take time to visit a local... swiss cheese factory (established by a genuine Swissman!). We confirm the excellent quality of the cheese by tasting it and return to Cajamarca (they say Cajamarca is the Peruvian capital of cheese! :) They are celebrating 151st anniversary of being granted administrative rights so theres a big party in the markestsquare. Theres singing and fireworks. Sorry to be leaving but we want to make it to Trujillo overnight. We didn't even see the famous chamber in which Atahualpa was held awaiting ransom... We decide to postpone our visit to Kuelap. It's rainy season now and reaching the place would take us a day or longer. We know we must go there but no time now. We will do that "after Brazil".
We rush to the station but no sweat. 10pm. We already called Daniel in Trujillo (another host of ours) who offered to pick us up from the station (at 5am!!!). Hehehe we were so naive! Weekend. No tickets since yesterday. We return to town with our tails down... but we choose another hotel this time!!! Tomorrow we rise early - the bus leaves at 10am and maybe we will have time to take some sights in before that. I send a text message to Daniel so he wouldn't have to get up so early without need and we go to bed.
Saturday. I visit the famous Ransom Chamber (a smallish shed seen on the photo) where Atahualpa was held, and which the Inca filled with silver and gold (!!!) providing ransom for the greedy Pisarro (the rascal naturally killed Atahualpa shorty thereafter seizing the gold in the process :) and off we go to catch the bus. I call Daniel from the cell. He got no text message from me so he went to the station at 5am. Ouch! I blush, ashamed like hell... Good he can't see me now...
The trip seems long but at least in Peru "buses" and "punctuality" go well together (unlike in Colombia and Equador) and we reach our destination on time approx. at 4pm. Daniel is a student. He finished obstetrics at Lima's elite San Marcos university and now studies medicine at one of the best private universities in Peru. He's also a splendid chap, who happens to be on holiday now (yes! it's geographic summer now in the southern hemisphere, and winter comes in July and August) and he gives us a tour of his town, which is damn interesting! The oldest pre-Incan ruins outside of town are all closed now but the center of Trujillo is impressive too. The most interesting details are exquisitely crafted metal window frames and pastel-colored colonial mansions. The city is neat and tidy and makes an excellent impression. It is getting dark so we rush for a dinner. Aska as always experiments and eats chicken gesiers recommended by Daniel. I play it safe and take a chicken fillet. We go home. We get a separate room with a bathroom (and Daniel moves to the room of his brother, who had gone away for some time) and we find out that only students live in the building. And we're facing the university. So it is kind of a dorm, but the living conditions might even put German dorms to shame (and those were the best we had seen so far). A 3-star hotel might not match the living standards in Daniel's "dorm". We also find out that 2 weeks before Daniel hosted a brother and a sister from a town outside Warsaw and since then he liked people from Poland and also than in the Peruvian version of Spanish "make Poles" is a funny euphemism related to... adult stuff (go figure the rest on your own). Too much, too quick! Exhausted, we fall asleep :)
Sunday. We wake up at 7am. Daniel has already showered and returned from an hour's bike trip to the beach. He's an early bird alright! Great shape. We breakfast and go to the nearest beach. There's a wooden pier, quite on par with that in Gdansk (Sopot), although shorter, and a cute seaside. For just under 2 dollars you can go on a short ride on a "totora" cane boat called “caballito” (pony). Asia decides to go for it. She returns wet but happy. I try to woe the Pacific ocean once again and go into the water for a moment. Shit! I can't seem to get it right. No whirlwinds this time, water quite warm (although Daniel said it was freezing), sun's beating down just fine. Seems perfect, but the sea bottom is filled with sharp rocks, water very shallow and waives are still making me fall onto the rocks. After I take 10 minutes to return to the shore (I keep tripping and falling) I know already why nobody's bathing and everyone's looking what the hell the stupid gringo is doing.Shit. Maybe it will be better in Lima, although supposedly it is colder (here, in the southern hemisphere, the farther south you go, the colder it gets). We get dry and after looting local souvenir stands we go to visit the ancient Chan Chan ruins, a city of the Chimu culture. It is world's largest clay-built city complex. Chimu are a pre-Incan civilization and ruins are more than 800 years old but they're in great shape. City walls will withstand any earthquake easily. Rain is a problem, but the government is trying to cope with that by covering tops of building with a special water-resistant agent. Exquisitness and precision of the structures is impressive and the vastness of the complex is nothing short of breathtaking. Under the burning sun (open desert) we take over 2h to visit what later turns out to be just one of a dozen or so (preserved) palaces. When a lord of Chimu died, he would be buried together with 40 (!) concubines and with servants in a tomb, while his palace would be sealed shut. Then a new complex was built for the remaining family members and a new chieftain was selected. Hence the gargantuan proportions of the whole thing. Daniel explains every detail to us like a professional guide (just like the other day in the center of Trujillo) and other toursist who were too tight-fisted to hire a guide wander about with looks of puzzlement on their faces (there are almost no plaques or information notices anywhere... how does he know all that??? he's not even from here!! impressive!) and every now and then one of them secretively listens to his lecture and sheepishly asks him some questions (respect to the guide!!!) :) The next 2 hours pass like a breeze. We're not going to visit any other ancient monuments now. We go for a dinner and return home for a shower. In the evening another short walk to the center and then home again. Talking to Daniel is sheer pleasure. He must be the most versatile and best educated person we met since the beginning of our trip and his kindness and helpfulness seem to know no bounds. He also takes excellent photos and his shots from Kuelap again prove that we MUST go there. We talk late into the night. We hope we graduates fast and starts earning decent bucks (in Peru salaries of doctors and university professors grew considerably after huge strikes) and gets to visit us in Poland. Time to sleep. Tomorrow we visit the Moche pyramid complex and whatever else we can before our night trip to Lima. Our future hosts in Lima are preparing a St. Valentine's day party (this holiday seems immensely popular here). We will stay 3 days in Lima and then we will be slowly heading towards Brazil. I get the shivers at the mere thought of doing 3 km in 2-2,5 days (just to make it for our flight from Campo Grande, Brazil to Rio de Janeiro at 4am on 22 of February). The flight, unfortunately, is only the last section of our trip, the rest is by bus. Half Peru and all of Bolivia. Ouch! Well, the Carnaval was our own choice after all. So far, the Moche pyramids. So, see u later.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

изнасилование малолеток без кодов и смс http://free-3x.com/ порно онлайн малолеткой free-3x.com/ домашнее видео студентов скачать [url=http://free-3x.com/]free-3x.com[/url]

11/05/2009 1:59 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Your blog keeps getting better and better! Your older articles are not as good as newer ones you have a lot more creativity and originality now keep it up!

1/11/2010 12:30 PM  

Prześlij komentarz

<< Home