Alces ante portas! / Carthage here we come!
Kartagina i ja / Carthage and me
Widok na katedre / Cathedral
Wpadlismy do Cartageny bez wiekszych oczekiwan, bo zachwyty Kolumbijczykow i naszego przewodnika nad uroda tutejszych miast rozmijaja sie z naszymi gustami. Ale Cartagena naprawde nas zachwycila. Waskie uliczki, kolonialne rezydencje, filigranowe balkoniki, zwariowane polaczenia kolorow fasad, dorozki, zaulki pelne barow i - jakzeby inaczej :) - sklepow z pamiatkami, zgielk, gwar i dosc radosna wakacyjna atmosfera. Czuje sie prawie jak w na Balkanach. A w centrum jak zwykle Bolivar. To pierwsze miejsce w ktorym jest sporo zagranicznych turystow (w zwiazku z czym nachalnosc lokalnych naganiaczy - szmaragdy, szmaragdy señor!, u mnie zjedz, zjedz u mnie!!, a moze wycieczka na wyspy??? dobra cena, dobra señor!!! - siega zenitu, ale takie sa minusy tego typu miejsc). Dosc o tym, mysle ze warto skrocic wpis do minimum po ostatnich Asinych epopejach. Niech przemowia zdjecia.
We came to Cartagena with no great expectations, because Columbians' and our guidebooks' ravings about how beautiful local "colonial" cities are do not necessarily coincide with our tastes. But Cartagena really swept us off our feet. Narrow streets, colonial mansions, fragile balustraded balconies, crazy color mixtures on facades, horse carriages, bars all ovewr the place and 100 souvenir shops per 1 tourist. Havoc, noise, happy bustling and a gleeful holiday atmosphere. We feel almost like in the Meditteranean. Bolivar as usual occupies the central square. It is also the first city full of foreigners (so the local sellers and middlemen are even more pushy than usual, offering us everything from emeralds to exotic cruises to food with unprecedented energy and relentlessness - but these are just the downsides of touristy places like this one that you have to put up with). Enough of babbling this time, let the photos speak for themselves.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home