Argentynczycy i ich kuzyni / Argentines and their cousins
Nastepnego dnia po krotkiej wizycie w misji z sympatycznym przewodnikiem ruszamy do pobliskich Posadas (wieksze miasto), aby zlapac bus do Buenos. Okazuje sie, ze od najtanszego semi-cama (pol-lozko) do drozszego cama (siedzenia-lozko) musimy doplacic tylko 10 zl, wiec postanawiamy zakosztowac luksusu. Za jedyne 100 zl (13 h podrozy!) wsiadamy wieczorem do Orient Ekspresu. Innego porownania nie znajduje. Autobus jest pietrowy, a w rzedzie sa tylko trzy fotele (ale za to 1,5 raza szersze od normalnych!!!), ktore rozkladaja sie niemal doslownie do pozycji poziomej, jak lozko. Obite sa miekka skorka. Na naszym pietrze w dodatku duzo miejsca zajmuje WC i pomieszczenia kierowcy, wiec jest tylko 9 siedzen, co dodatkowo poglebia wrazenie luksusu i wyjatkowosci! (wiem, ze gadam jak z foldera, ale nie moge sie oprzec huhuhu) Stewardesa (och tu mala dygresja! Niestety Argentynki nie moga sie rownac z Brazylijkami pod zadnym wzgledem! Faceci sa przystojni, ale babki.. tak sobie. Mocno tak sobie….) serwuje kolacje okraszona winkiem i deserem, a rano (w zyciu sie tak nie wyspalem w podrozy) sniadanko i kawe/herbate/mate. Z tego autobusu nie mam ochoty wychodzic, ale za oknem wita nas Buenos, wiec co robic…
Buenos Aires to wyjatkowe miasto. Bardziej europejskie niz cokolwiek, co tu widzielismy. Olbrzymie XIX-wieczne kamienice, piekne palacyki, przepyszne teatry i zabytkowe koscioly. Buenos jest prawie jak Paryz, ale ma tez amerykanski, agresywny, metropolitalny smaczek, ktorego stolicy Francji brakuje. Ceny tez zostawiaja nas w ciezkim szoku. Nie zycze im zle, ale ich kryzys ekonomiczny z 2001 r. stworzyl turystom niepowtarzalna okazje – zwiedzic Paryz Ameryki Poludniowej za ceny… hmmm… zgola nieparyskie. W czasie dlugiego spaceru ogladamy wiekszosc najwazniejszych budynkow w centrum, nie wylaczajac slynnego Rozowego Domu, czyli siedziby prezydenta, z ktorej balkonu do tlumow przemawiala “Towarzyszka Evita”. Jest tam m.in. male muzeum, w ktorym jedna z atrakcji jest wystawa poswiecona zonie Perona, choc Evita ma oczywiscie wlasne muzeum w innej czesci miasta. Potem udajemy sie na pyszny obiad typu zresz ile chcesz (za 12 zl + 8zl za butle wina : ) a nastepnie poznym wieczorem kompletnie wyczerpani nadmiarem wrazen jedziemy do naszych gospodarzy w dzielnicy tanga, San Telmo. Jedyny zarzut jaki mamy w stosunku do miasta, to metro chodzace tylko do 22:30, ale kiedy za spory kurs taksowka w nocnych godzinach placimy 5 zl nie mamy juz wiecej zastrzezen. Czemu po glowie chodzi nam wciaz pewna piosenka Maanamu? : )
Nasz host Alejandro i jego zona (tlumaczka! Znow spotykamy kolezanke po fachu!!!) mimo poznej godziny przyjmuja nas serdecznie. Jutro wyjezdzaja na weekend, wiec zostawiamy u nich wiekszosc rzeczy i plyniemy statkiem po rzece La Plata do Urugwaju, "mlodszego kuzyna" Argentyny, aby na kilka dni zakosztowac ciut innych klimatow w “Szwajcarii Ameryki Poludniowej…” Do napisania!
Next day, after a nice guided tour of the mission we go to the nearby Posadas ( a larger town) to catch a bis headed to Buenos. It turns out that to change the cheapest semi-cama (half-bed) to the more comfortable coche-cama (bed car) we only pay 3 dollars more so we decide to taste some luxury. For a mere 33 US dollars (13 hours´ride!) we board a real Orient Express. I can´t find a different comparison. The bus is a double-decker with just three setas in each row (each is 1,5 wider than normally!!!) which recline almost to a horizontal position, like a bed. They are leather bound. To boot, most of our deck is taken by the toilet and the driver´s booth so there´s just 9 seats there, which further contributes to feeling oh so special. The hostess (allow me a bried digression here: the Argentinian ladies unfortunately can´t compare with the Brazilians, not by a long shot. Guys are handsome, but the chicks, so-so, very much so-so) serves us a dinner with wine and dessert and in the morning (never have I slept so well travelling) we get breakfast and coffee/tea/mate. I don´t feel at all like leaving this bus, but here´s Buenos behind the window, so what´d you gonna do…
Buenos Aires is a unique city. More European than anything we´ve seen here so far.
Immense 19 century tenement houses, beautiful little palacies, magnificent theatres and old churches. Buenos is almost like Paris but it also has the American aggressive and metropolitan flavor which the capital of France lacks. Prices also leave us speachless. I don´t wish them ill, but their 2001 economic crisis created an unprecedented opportunity for the tourists – to visit South America´s Paris at welll…..very un-Parisian prices. During a long stroll we visit the major sights in the centerm, including the famous Pink House, that is the presiden´t house from the balcony of which “Comradess Evita” addressed the crowds. It houses a small museum whose major attraction is an exhibition about Peron´s wife although Evita has her own museum in another part of the city. Later on we have a delicious all you can eat dinner (for 4 dollars plus a 2,5 dollar bottle of wine) and late in the evening, exhausted by the thrilling day, we land at our hosts´ place, in the tango district, San Telmo. The only reproach I can make to this city is that the undergrund (called Subte) only works till 10.30 pm, but when after quite a long taxi ride in night time we pay less than 2 dollars, we have no more complaints. Our host Alejandro and his wife (We meet a fellow translator again!), welcomes us warmly despite the late hour. They both leave for the weekend so we leave most of our stuff at their apartment and take a cruise over La Plata river to Uruguay, Argentina´s younger cousin to meet “South America´s Switzerland”. See ya!
1 Comments:
hello nie ma tyl czasu na pisanie wpadaj i ogladaj luke http://lukaszgrabarek27.blogspot.com/2006_03_01_lukaszgrabarek27_archive.html
pzdrwm luke
Prześlij komentarz
<< Home